jan vianney

Jeżeli kapłan byłby do głębi przeniknięty wielkością swojej służby, wówczas ledwie by żył. Jeżeli zrozumielibyśmy dobrze istotę kapłaństwa, wówczas umarlibyśmy nie z lęku, lecz z miłości. Kapłan zrozumie sam siebie w pełni dopiero w niebie.

młodość

czasem poszukiwania drogi

Do kapłaństwa dojrzewałem w ciszy. Tego, co niepewne, nie głosi się przecież na dachach. Klasa dowiedziała się po egzaminach na studia. Decyzję o wstąpieniu do seminarium podjąłem wprawdzie w kwietniu, po rekolekcjach wielkopostnych, jedynymi jednak, którym wówczas powiedziałem o niej, byli wychowawczyni i ksiądz katecheta, który miał wypisać mi opinię. Przypuszczam, że katecheta „puścił parę”... (śmiech). Jakimś cudem bowiem informacja dotarła do proboszcza moich dziadków. Przyjechałem kiedyś do nich na herbatę. Babcia milczała. Nie odezwała się ani słówkiem. O co chodzi? - pomyślałem. W końcu wypaliła: „To już wszyscy farorze wiedzą, a my nie”? Otóż, koledzy szkolni też byli w szoku. A niektórzy z nich pozostają w nim chyba do dziś... Chodziłem do klasy o profilu dziennikarskim, więc gdy wypisywałem skrót WŚSD wielu myślało, że to Wyższa Śląska Szkoła Dziennikarstwa... Moment przekroczenia progu seminarium nie był wcale sielanką, odczuciem jakiegoś ogromnego pokoju. To była raczej walka wewnętrzna, szarpanina. Potwierdzenie wyboru drogi przyszło później. Do dziś dostaję takie „małe potwierdzenia” tego, że słusznie wybrałem...